Blogger news

wkrotce

About

wkrótce

Ads 468x60px

poniedziałek, 29 października 2012

Krem ochronny na zimę Iwostin, Krem ochronny z lipidami SPF 15



Według producenta:
Skutecznie chroni przed mrozem i promieniowaniem UVA i UVB. Odżywia oraz uzupełnia ceramidy i inne lipidy w skórze, w tym NNKT. Działa natłuszczająco i regenerująco, przywracając skórze naturalną funkcję ochronną. Dostarcza substancje wiążące wodę w skórze, likwidując skutki przesuszenia. Poprawia elastyczność skóry.
Łagodzi podrażnienia i zaczerwienienia. Pozostawia na skórze film lipidowy.
Odpowiedni dla dzieci i niemowląt.
Wkazania:
- codzienna ochrona przed niekorzystnym wpływem czynników zewnętrznych (m.in. mrozu, wiatru, promieniowania UV),
- zalecany do pielęgnacji skóry dzieci i niemowląt,
- polecany osobom uprawiającym sporty.

Cena: ok. 27zł / 75ml


Według mnie:
Absolutnie nie polecam go osobom uprawiającym sporty zimowe! Za to świetnie nadaje się do miasta, zwłaszcza gdy nie ma dużych mrozów (tylko takie do -10)



PLUSY:


Przy tempereturach do -10 chroni przed mrozem.
 
Posiada fotostabilny filtr -15, a ochrona przed promieniowaniem jest ważna zimą, gdy promienie słońca odbijają się od śniegu.

Chroni naczynka krwionośne, twarz nie jest zaczerwieniona. Przez lata borykałam się z buraczkiem na twarzy, którego źródło tkwiło w niedostatecznej pielęgnacji cery zimą. Potem wiosną, latem i nawet późną jesienią zbierałam tego efekty. Dzieki temu kremowi pozbyłam się problemu.

Wydajny – wykańczam właśnie opakowanie z poprzedniej zimy. Dlatego kupując go warto zwrócić uwagę na datę ważności, bo mało prawdopodobne jest, byście zużyły go w ciągu jednego sezonu.

Stosuje go także pod oczy. Jest to duży plus. Nigdy nie rozumiałam, czemu kremy ochronne mają napisane, by omijać okolice oczu. Jednak przez to, że stosowałam się do zaleceń, mam pałno drobnych zmarszczek w tych okolicach, którym już nie pomoże nic. Na starość jestem mądrzejsza i bardzo się cieszę, że np ten krem, pozbawiony zbędnych dodatków zapachowych, mogę nakładać także na powieki i skronie, gdzie bardzo dobrze się sprawuje, i nie szczypie.

Nie jest typowym zimowym tłuściochem, raczej “gęściochem” o konsystencji maści. Trochę trudno się rozsmarowuje, trzeba nałożyć punktowo, poczekać aż zmięknie i wtedy jest łatwiej. Nie zajmuje mi to wiele czasu. Szybko się wchłania. Mimo tłustej konsystencji nie zatyka porów. Dzięki lipidom, ceramidom i olejowi macadamia poprawia elastyczność cery, regeneruje.  Doskonale nawilża, radzi sobie z suchymi skórkami. Rezultatem jest dobrze odżywiona, zdrowa, świetlista i gładka cera. Dobry pod podkład

MINUSY:

Nie sprawdza się w największych mrozach, przy temperaturach poniżej -10. Na pewno warto zakupić do codziennej ochrony, zwłaszcza że jedna tubka spokojnie wystarczy na całą zimę. Szukam jednak czegoś lepszego na warunki ekstremalne i na narty.

 W komplecie do kremu mam także mleczko lipidowe i krem na noc. Teraz je testuje, a jak wyrobie sobie zdanie to wrzucę recenzję :)


 Co robić by się nie świecić? Krem błyszczy, zwłaszcza tuż po nałożeniu. Potem po 2-3 godzinach minimalnie mniej. Dlatego zawsze stosuje na niego puder matujący, który zjawia się w tej oto wdzięcznej i mile pachnącej pupą niemowlaka postaci:



Uwielbiam tanie, bardzo dobrej jakości perełki i takim klejnotem wśród kosmetyków jest dla mnie Puder BabyDream :)

sobota, 27 października 2012

Mini haul

Wczoraj wpadłam do mojej ulubionej krakowskiej drogerii, tj. do Firlita. Zakupiłam parę drobiazgów. Ze wszystkich jestem bardzo zadowolona, chociaż po otrzeźwieniu zastanawiam się, po co mi dwie bazy pod cienie, skoro mam już inną, i nie mogę jej wykończyć. Coś mi majaczy, że w amoku będąc wyobrażałam sobie, że zrobie porównanie 3 baz na blogu...

A tak poza tym przepraszam za okropne zdjęcie - chyba jednak naprawię jedyny przyzwoity aparat w którego posiadaniu jestem..



Na zdjęciu wyżej widzimy:
- bazę do cieni Hean Stay on - bo tester fajnie się nakładał
- bazę pod cienie Virtual - bo widziałam u dziewczyn na blogach, mi.n. u Wdowy po Stalinie
- wsówki do włosów - nigdy za wiele, bo się gubią

TERAZ moje hity, dzięki którym uważam te zakupy za naprawdę udane :)

1. pomadka essence I'm a Lobstar! kolorek zdecydowanie pomaranczowy :) Bardzo ladnie wygląda na ustach, recenzja wkrótce wraz z jej łososiową siostrą

2. brązowy tusz Joko Cosmetics Pump your lashes. Zdaje się, że nawet testera nie było, wzięłam w ciemno, bo przekonała mnie silikonowa szczoteczka. Czytałam o silikonowej szczotce do włosów z Body Shop, która ponoć świetnie roczesuje. Ta szczoteczka do rzęs też bardzo dobrze daje rade! Jestem zachwycona.

3. również brązowy modelujący żel do brwi z Celii. Bardzo mi się podoba efekt - jest mocny ale naturalny. Wcześniej używałam paletki do stylizacji essence i było dokładnie odwrotnie - słabo i sztucznie. Mam bardzo jasne brwi więc może dlatego?

Używacie któregoś z tych produktów? Jakie macie opinie?

czwartek, 25 października 2012

Dolaczam do Blogrolle

Przepraszam za odrobine prywaty, ale chce dolaczyc do tej witryny i nie bardzo ogarniam, jak sie to robi. Dalam podlinkowany baner w prawej kolumnie strony, i wyslalam zgloszenie, ale jakos bez odzewu. Nie wiem, czy mam napisac notke o dolaczeniu, czy co, ale pomyslalam, ze sprobowac nie zaszkodzi, a wiec  KATALOG BLOGROLLE - LISTA BLOGÓW KOSMETYCZNYCH I MODOWYCH

środa, 24 października 2012

Chusta z lumpa


 Po lewej - tak wygladam. Ogolnie cala gora jest z second hand'u. Powyzej - chusta z lumpa, no name, z dodatkiem welny, doskonale sie uklada, ociepla jesienne dni. Jest...
Olbrzymia...
Zdecydowanie odmienia stroj
                                                                        
   I poprawia samopoczucie...

poniedziałek, 22 października 2012

Odżywka BH Herb Club Sandal Scent Wood with Jojoba Oil

Lubiłam Alinę Rose, ale odkąd widać, że lepiej jej się powodzi, i dostaje od firm różne drogie kosmetyki do przetestowania, lubię ją jakby troszkę mniej. Jest dla mnie instytucją jak Kasia Tusk albo serial o dynastii potentatów naftowych. Raczej nie kupię sobie odżywki do włosów za 70 zł. Nie ma we mnie zazdrości, jest tylko poczucie, że z czasem drogi blogerek i zwykłych użytkowniczek rozchodzą się. Oczywiście, przyznaje, ze nie miałabym nic przeciwko, gdybym była a jej miejscu : ] i gdyby ktoś regularnie przysyłał mi rzeczy, na które mnie nie stać.


Tym oto tytułem wstępu chciałam wypowiedzieć się nt. odżywki za ok 10 zł (a nie np za 70..). I tak dałam za nią mniej, bo kupiłam w zestawie w połowie użytych kosmetyków na allegro. To kolejny sposób na testowanie różnych rzeczy i płacenie za nie mniej. A także pomysł, co zrobić, gdy mamy pełno bubli, których same nie używamy, rozdać nie ma komu, a wyrzucić szkoda. Wchodzisz: Allegro-> uroda-> kosmetyki-> zestawy




Odżywka jest opakowana w wygodną, cienką butelkę z zielonego plastiku. Bardzo zachęca do użycia wyglądem, ale jeszcze bardziej zapachem. To zapach drzewa sandałowego, gorzki, cierpki, który po prostu uwielbiam! Słodkie i kwiatowe zapachy działają mi na nerwy. Zużywa się mniej więcej w takim tempie jak to zwykle odżywki, chociaż moje włosy dosłownie ją piją i przewiduje, że starczy na maksymalnie 5 – 6 użyć. Włosy po niej przyjemie pachną jeszcze jakiś czas, chociaż pewnie nie wszystkim taki akurat zapach przypadnie do gustu. Najważniejszym dla mnie plusem jest to, że stosunkowo łatwo się rozczesują i to aż do następnego mycia.





Jeszcze biedzę się nad rozpracowaniem składu. Widzimy w nim jednak już na pierwszy rzut oka pełno olejów: rycynowy, słonecznikowy, z oliwy, kokosowy, oraz tytułowy jojoba. Nic dziwnego, że moje włosy tak bardzo lubią tę odżywkę. Można ją dostać na allegro i to już za ok 10 zł! Jedyne zastrzeżenia można mieć do obecności alkoholu w składzie - ale moim włosom nie szkodzi, a na skalp i tak nigdy nie nakładam odżywek tylko wcierki. Poza tym oryginalny, intensywny zapach kadzidła też nie każdemu będzie się podobał, ale akurat dla mnie to główna zaleta!

BH Herb Club Sandal Scent Wood with Jojoba Oil

Skład:


woda, 
cetearyl alcohol - Emolient tzw. tłusty. Jeśli jest stosowany na skórę w stanie czystym, może być komedogenny, czyli sprzyjać powstawaniu zaskórników. Zastosowany w preparatach do pielęgnacji skóry i włosów tworzy na powierzchni warstwę okluzyjną (film), która zapobiega nadmiernemu odparowywaniu wody z powierzchni (jest to pośrednie działanie nawilżające), przez co kondycjonuje, czyli zmiękcza i wygładza skórę i włosy
glyceryna,
hydrogenated olive oil
– uwodorniona oliwa z oliwek
behenamidopropyl dimethylamine,
olive oil peg-7 esters,
polyquaternium-37,
simmondsia chinensis (jojoba) seed oil,
- olejek jojoba
fragrance - zapach
stearamidopropyl dimethylamine,
olea europaea (olive) fruit oil
- oliwa z oliwek
lactid acid,
guar hydroxypropyltrymonium chloride,
olea europaea olive oil unsaponifiables,
benzyl alcohol,
ricinus communis castor seed oil,
helianthus annuus sunflower seed oil
- olej słonecznikowy
tocopheryl acelate,
cocos nucifera coconut oil
- olejek kokosowy
methylisothiazolinone,
hydrolyzed silk butylenes glycol,
isopropyl lauroyl sarcosinate,
dipotassium glycyrrhizinate,
eriobotrya japonica leaf extract,
sophora angustifolia root extract,
swertia japonica extract,
cinnamyl alcohol,
hexyl cinnamal,
coumarin
alpha-isomethyl ionone







niedziela, 21 października 2012

Bingo, Collagen Pure, Hydrating Shampoo (Kolagen do mycia i pielęgnacji włosów)

Zawsze miałam problem z myciem włosów, po nierozsądnym farbowaniu nabawiłam się podrażnienia na skórze głowy. Miałam coś w rodzaju łupieżu, pojawiało się swędzenie i krosty. Radziłam sobie szamponem medycznym, który koił skóre ale jednak nic nie robił dla włosów.


Kiedy odkryłam ten szampon początkowo myślałam, że wszystkie moje kłopoty się skończyły. Nie dość, że nie uczulał skóry, włosy były sprężyste, pięknie się błyszczały i miały bardzo ładnie podkreślony kolor. Były mięciutkie, podate na układanie, puszyste ale w ogóle się nie elektryzowały. Owszem miałam problem z rozczesaniem, ale wtedy myślałam, że “taki już mój los”. Używałam kiepskich szamponów do tej pory, więc ten był najlepszym, co mnie spotkało. Dlatego kiedy po zastosowaniu odżywki z tej samej firmy okazało się, że mogę rozczesać włosy nie tylko tuż po umyciu, mój zachwyt nie miał granic! Myślałam, że to jest mój szampon wszechczasów..!

Przyjemny w zastosowaniu i to mimo niezbyt poręcznej butelki. Na szczęście jest ona z plastiku. To ważne, bo lubi spadać do wanny. Dobrze się pieni i łatwo spłukuje. Ma przyjemny, delikatnie mydlany zapach. Dobrze radzi sobie z olejami. Nie ma w składzie parabenów.

Po pewnym czasie okazało się, że szampon nie jest idealny. Wprawdzie dobrze działał na włosy, ale już po ok miesiącu przyzywyczaiły się do niego i miały go najwyraźniej dosyć. Stawały się sztywne, zbite, przetłuszczone u nasady, a jednocześnie wysuszone na końcach. Dalej były piękne, ale tylko bezpośrednio po myciu.

Myślę, że mimo wszystko można go użyć od czasu do czasu ze względu na efekt wizualny. Jednak nie nadaje się na szampon do codziennego użytku. Musi być stosowany na zmianę z inym produktem, inaczej szybko następuje przesyt. Na pewno był pierwszym z szamponów, które natchnęły mie wiarą, że nie wszystko jeszcze stracone i także ja mogę mieć piękne, długie włosy.

niedziela, 14 października 2012

L`Oreal, Glam Bronze Minerals, Bronzing Pearls (Puder brązujący w kulkach)

Jak zwykle w moim przypadku i w przypadku kosmetyków kolorowych, jest to produkt mega wydajny. Wyrzucam go niestety bo się zestarzał, ale jeśli chodzi o objętość – wciąż mogłabym go uzywać.
Mam jasną cerę i niewielkie obycie z pudrami. Ten produkt sprawdził się doskonale, bo dawał subtelny efekt, nie robił maski, właściwie trudno było powiedzieć, że twarz jest “pomalowana” a jednak było widać różnicę na korzyść przed i po użyciu. Zawiera bardzo delikatne drobinki, których prawie nie widać, a jednak rozświetlają i ożywiają buzię. Odcień jest leciutko brązujący, naturalny, złocisty, nie pomarańczowy. Twarz wygląda jak muśnięta słońem, żywa, zdrowa i promienna . Nadaje ciepłego kolorytu nawet bladziochom. Puder nie osypuje się, trzyma cały dzień, nie trzeba poprawiać. Nie zapycha, nie uczula. Według producenta zawiera 85% minerałów w składzie, poza tym żadnych tłuszczy, konserwantów lub zapachów.
Opakowanie dosyć trwałe – przez te dwa lata nie pękło mi, jedynie napis się starł. Kuleczki są gęste, twarde, zużywają się bardzo wolno, a kiedy upadną na stół nie kruszą się. Gorzej gdy wypadną na podłogę… Wtedy kuleczka jest do wyrzucenia ze względów higienicznych. Dlatego najwięcej zastrzeżeń mam do pędzla, bo bardzo dużo kulek straciłam w ten sposób, ze pędzelek je “chwytał” podczas aplikacji, by w chwile potem upuścić. Niby takie jego zachowanie to norma w przypadku kulkowych produktów.. ale kiedy używam dobrego pędzla nic takiego nie ma miejsca! Ponadto pędzel jest dosyć szorski. Boleśnie haracze mi skórę, co na pewno nie jest dla niej korzystne. Myślę, że jego szorstkość jest pośrednio związana z twardością kuleczek… Dobrej jakości pędzlem, delikatnym i miękkim, nie jestem w stanie nabrać tego pudru. Plusem natomiast jest poręczność w używaniu i to mimo króciutkiej rączki. Tak więc produkt ponadprzeciętny i uniwersalny bo nikt, nawet największa kosmetyczna niemota, nie zrobi nim sobie krzywdy. Pędzelek to porażka, ale pewnie każda ma jakiś swój ulubiony pędzel do makijazu, który może użyć zamiast tego. Pędzel to dodatek, a płaciłam za puder, więc właściwie nie narzekam.

Tipy: co z próbkami

Próbki kosmetyków nie są zupełnie beznadziejnym produktem, chociaż moim zdaniem ich główną wadą jest to, że po 2 - 3 użyciach trudno jeszcze wyrobić sobie zdecydowane zdanie na temat produktu. Z drugiej strony zwykle dostajemy je w prezencie do innych zakupów, więc nic za nie nie płacimy i nic nie szkodzi spróbować. Nie wiem jak wy, ale mnie najczęściej zostaje zawsze trochę kremu/odżywki itd po otwarciu opakowania. Żal wyrzucić, ale do tej pory tak właśnie robiłam, bo następnego dnia próbka była wyschnięta i nie nadawała się do użytku. Jednak wpadłam na pomysł.
Otóż takie otwarte ale nie zużyte opakowania wkładam do zakręcanych szklanych słoiczków, które mi zostały z kremów. W ten sposób próbka jest chroniona przed wyschnięciem i mogę ją zuzyć do końca kiedy mi pasuje. Ps. tak wiem, jest ultra-oszczędna, zwłaszcza, że próbki są zwykle za darmo, ale po prostu nie lubię, kiedy coś się bezsensownie marnuje, gdy można temu z łatwością zaradzić.

piątek, 12 października 2012

Olejek monoi de tahini - rewelacja!

Kupiłam go przez przypadek, ponieważ pierwotny plan zakładał nabycie olejku kokosowego, jednak pani w mydlarni poleciła ten, jako lepszy. Rzeczywiście, olejek monoi to zimnotłoczony olejek kokosowy wzbogacony maceratem z kwiatów Gardenii tahitańskiej. Na jeden litr oleju przypada dokładnie 15 kwiatów Gardenii tahitańskiej (Gardenia taitensis), macerowanych w oleju przez 15 dni. Tradycyjnie jest wyrabiany ręcznie przez ludy Polinezji, gdzie jest powszechnie stosowany jako bardzo uniwersalny olejek dla każdego i do wszystkiego: od niemowlaka po starca, do skóry, włosów itd. Miał także zastosowanie jako afrodyzjak oraz podczas tradycyjnego masażu lomi lomi, podczas którego podobno można odbudować swoją energię i uzdrowić poprzednie wcielenia. Nie podrażnia, nie wywołuje alergii, wygładza i rozjaśnia – dobre dla cery naczynkowej. Nakładam go na noc, nawilżenie utrzymuje się do 8 godzin, podczas gdy nawilżenie dzięki olejkowi kokosowemu – tylko 4. Dlatego jest to bardzo dobry olejek do stosowania na noc. Np. po olejku marchewkowym moja skóra jest rano wysuszona. Ponadto przyjemnie natłuszcza, wzmacnia, zmiękcza i uelastycznia. Chroni przed słońcem i wiatrem, łagodzi oparzenia słoneczne. Dobrze się wchłania, nie ma wrażenia tłustości, mimo, że pozostawia na skórze jedwabisty film. Zawiera duże ilości kwasu laurynowego, kwasu mirystynowego oraz kwasy: palmitynowy, olejowy i kaprylowy. Łagodzi podrażnienia, drobne blizny, ma działanie antyseptyczne i przeciwzapalne, a przy tym rozjaśnia – przyda się dziewczynom z problemem trądzikowym. Z tego też powodu dobry jest do włosów z łupieżem lub wysuszoną skórą głowy.
To wszystko są zastosowania o których być może już słyszałyście, bo mogłyście przeczytać na różnych stronach. Jednak odkryłam też dwa specyficzne zastosowania, których nigdzie nie znalazłam. A mianowicie: 1) olejek jako odżywka do brwi i rzęs – alternatywa dla odżywek kłopotliwych w zastosowaniu. Np henna lubiła mi wpadać do oka i piec. Ten olejek zupełnie nie podrażnia. Stosuję go przed snem i już po miesiącu moje niewidzialne brwi blondynki nabrały gęstości oraz wyrazistego kształtu i barwy! Rzęsy mam natomiast takie długie i aksamitne, że zupełnie zrezygnowałam z ich malowania na codzień – bo efekt był zbyt spektakularny. Po posmarowaniu nim okolic oczu ide spać, bo mimo, że nie szczypie, to trochę utrudnia widzenie. 2) Kolejne niesamowite zastosowanie, bardzo przy tym praktyczne – to wybielająca odżywka do paznokci! Nigdzie o tym nie słyszałam, ale odkąd wieczorem zanurzam moje długie paznokcie w tym olejku, rano są bielutkie! I tak przez cały dzień, mimo, że oczywiście je myję I nie mam pod paznokciami pozostałości olejku ; ] Ale są fajnie nawilżone i odżywione i w efekcie paznokcie wyglądają na zadbane i zdrowe i rzadziej się łamią.
Olejek ma cudowny słodki zapach, który wprawia mnie w doskonały nastrój I sprawia, że każde użycie olejku staje się magicznym rytuałem. Można używać go jak perfumy, np posmarować nim całe ciało jak balsamem lub zastosować do włosów. Otrzymany zapach jest cukrowy, intrygujący i tajemniczy, Nie przypomina w niczym zapachów syntetycznych. Wygląda trochę jak margaryna, jednak niesamowity zapach egzotycznych kwiatów szybko zabija to wrażenie. Można też dodać do kąpieli, wtedy skóra nie potrzebuje już żadnych balsamów, bo sama z siebie jest nawilżona i przyjemnie natłuszczona.

Parę rewelacji - Krem wyrównujący koloryt BANDI

Zdecydowanie za rzadko dodaję tu notki. Po prostu nie chce mi się robić zdjęć, bo muszę robić je kalkulatorem, co jest bardzo niewygodne. Porządne aparaty wymagają nieustannej naprawy 300 zl w serwisie, a nieporządne są jeszcze gorsze niż mój kalkulator. I tak się męczę.

Jednak dzisiaj pokonałam lenistwo, bo mam coś naprawdę świetnego do pokazania. Konkretnie to 2 rzeczy: krem koloryzujący oraz olejek monoi, ale o tym drugim w następnej notce. Ponieważ nie używam podkładu, kremy koloryzujące są dla mnie niezbędne. Są lekkie i nie obciążają, nie wysuszają skóry tak jak podkłady.Nie jest trudno moim zdaniem znaleźć dobry produkt tego typu, ponieważ ich zadaniem nie jest krycie. O wiele łatwiej dobrać naturalny odcień kremu koloryzującego, nawet do bladej karnacji, niż podkładu. Zanim odkryłam te kremy byłam bardzo blada i nieszczęśliwa.

W poprzednich notkach omówiłam 2 kremy tego typu Alterry i La Roche Posay.  Różniły się znacznie ceną, Alterra 7 zł a La Roche Posey 45. Dzisiaj chciałam wam pokazać Krem Wyrównujący Koloryt firmy Bandi, z serii Veno Care (dla cery naczynkowej) na stronie producenta do dostania za 39 zl za 30 ml.
Dostałam go jako prezent od kosmetyczki. Jest polecany na cerę naczynkową, jednak trudno mi stwierdzić, czy rzeczywiście coś zdziałał u mnie w tej materii. Na pewno dobrze radzi sobie z drobnymi niedoskonałościami, doskonale się rozprowadza i stapia ze skórą

Jeżeli chodzi o to, jak krem zachowuje się na twarzy, to jest to najlepszy z dotychczas stosowanych kremów koloryzujących. Bardzo szybko rozprowadza się na twarzy, nie trzeba się martwić, że zostaną smugi, jeśli nie zrobimy tego starannie. Jest wydajny i długo utrzymuje się na twarzy, nie tworząc efektu maski, nie rolując ani nie ścierając. Nakładam go bezpośrednio na twarz rano. Może pewną wskazówką będzie jak dodam, że na noc moją twarz zawsze dobrze natłuszczam i nawilżam, najczęściej naturalnymi olejkami, więc rano jest już dobrze odżywiona.

Poniżej swatche tuż po nałożeniu. Jak widać efekt jest dosyć subtelny.
Pewnym minusem może być to, że krem nie nada bladej twarzy zdecydowanego koloru - jak czyni to krem brązujący Alterry. Mimo wszystko bardzo lubię i polecam ten krem. Ostatnio stosuję oba kremy, tak jakbym używała 2 odcieni podkładu, jaśniejszego Bandi i ciemniejszego Alterry, tak by wymodelować twarz. Na czoło i skronie idzie Bandi, na resztę twarzy wraz z szyją Alterra. Nos dostaje tylko trochę Bandi na sam grzbiet, by go wydłużyć i uczynić bardziej zdecydowanym ; )

Samo opakowanie kremu Bandi ma mnóstwo zalet - dobrze działająca pompka, która ułatwia higieniczne stosowanie produktu oraz półprzeźroczysty plastik, dzięki czemu widać, ile jeszcze zostało. Mam jeszcze jeden krem tej firmy, opakowanie jest identyczne, i to zdecydowany plus.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...

Popular Posts